piątek, 8 kwietnia 2011

Dekoracje

Nie mam jeszcze ruszonej kuchni, nie wspominając o reszcie. Ale już od bardzo dawna zastanawiam się nad tym, co powiesić na ściany. To mieszkanie ma mnie reprezentować, zależy mi na maksymalnym zindywidualizowaniu przestrzeni, w której mam się czuć dobrze. Wiadomo, że najlepszym sposobem na to jest po prostu powieszenie swoich prac na ścianie. Pasjonuję się fotografią, więc pierwszą moją myślą było, aby powiesić jak najwięcej moich zdjęć. Pierwszy pokój, który wykończyliśmy był idealistycznie przeze mnie do tego predestynowany. Pomalowałam ( a raczej niemąż pomalował) ściany na szaro, a starą sosnową podłogę na biało (ale to ja dzielnie zdzierałam, szlifierką oscylacyjną, paskudną farbę olejną, w jedynym słusznym prl-owym kolorze. Szlifierka o mało od tego nie umarła, a ja straciłam przy okazji trzy centymetry w biodrach). Miało się kojarzyć z monochromatycznością czarno-białych zdjęć, na które przeznaczyłam jedyną ścianę bez drzwi i okien.

Pomieszczenie tymczasowo pełni wszystkie funkcje - jest naszą sypialnią, jadalnią i moim biurem. Przy takim wykorzystaniu pokoju nie ma na razie mowy o wieszaniu żadnych zdjęć. No i jest jeszcze bulbulator (znaczy... ten, no... kaloryfer z wyrokiem śmierci, który zamiast ogrzewać pomieszczenie, jak na porządny kaloryfer przystało, to robi tylko bul-bul-bul... doprowadzając mnie tym w środku nocy do szału. I bezsenności, rzecz jasna).

Ale nieważne. CHCĘ MIEĆ SWOJE ZDJĘCIA NA ŚCIANIE. No i mam dylemat. I to niejeden, kurde, niejeden. No bo, mają wisieć w orientacji horyzontalnej, czy wertykalnej? Ile ma ich być, jakiej mają być wielkości, w antyramach z zostawioną białą ramką (cholera no, nie wiem jak to się fachowo nazywa), czy bez? No i kluczowe pytanie - CO MAJĄ PRZEDSTAWIAĆ?

Wstępnie zdecydowałam się, że mają być czarno-białe. I że najlepiej trzy. I... dalej już nie wiem. Właściwie to nawet nie wiem, czy je wieszać, czy może oprzeć o ścianę. I co powiesić - swoje koty (z sensie, że zdjęcia, koty powieszone na ścianie wyglądałyby pewnie malowniczo i oryginalnie, ale ciekawe co na to TOZ. No i co na to moje koty), krajobrazy na długim czasie naświetlania, a może makrofotografię? To ostatnie zasadniczo wykluczam. Nie chcę też wyjść na kogoś, kto ma obsesję na punkcie swoich zwierząt (no mam, ale ciiii...), więc chyba zostają te krajobrazy... Tylko, czy to znowu nie za banalnie? Są to ujęcia na długim czasie. W sumie niebanalne. No nic, zamieszczam propozycje.









Zasadniczo najbardziej lubię to ostatnie zdjęcie. Zrobione na Litwie w Trokach (to przedostatnie to trocki zamek). Wydaje mi się najlepsze. Ot, subiektywne autorskie (czyt. autorytarne, czyli nie znające sprzeciwu) zdanie. Rozmyte dzieciaki chyba odpadają. Górskie mgły... No nie wiem. Problem polega na tym, że są kiepskiej jakości (ISO 800 chyba), a ja chcę duży format. Za to te morskie są popaprane przez mój spier***ony obiektyw. A może kwadrat?






No i nie wiem... Lubię te łódki. W zasadzie to jedną z nich. Tak, wiem spieprzyłam rotate przy jednym ze zdjęć.
Chyba jednak nie kwadrat. Zwłaszcza, że mogę wywołać rozmiar góra 40x40cm... To chyba za mało. Nie wiem, no kurde. W sumie to mam jeszcze czas. I zostanę przy tej opcji. Może uda mi się zrobić jakieś powalające zdjęcia do tej pory. Może... Morze (jak dobrze wiatr halny powieje, to pojadę do Szczecina na Wielkanoc. I bryknę nad morze...).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz