Przeprowadziłam się (a właściwie wróciłam) z Białegostoku na Śląsk, z Dzikiego Wschodu na industrialne południe ;). Powodem tej decyzji była możliwość dostania w Rybniku mieszkania. Co za tym idzie należę do tej niewielkiej grupy szczęśliwców, którzy by posiadać własny kąt nie muszą brać kredytu hipotecznego na resztę swojego życia. Nie było się nad czym zastanawiać - cena nieruchomości w Białymstoku w ciągu ostatnich dwu lat poszybowała w górę, jednocześnie oddalając możliwość kupienia własnego mieszkania. Bo po ponad czterech latach wynajmowania można naprawdę mieć już dość. A mieszkanie, które nam się trafiło nie znajduje się co prawda w jednej z największych polskich metropolii, ale miasta liczącego ok. 150 tys. mieszkańców zadupiem nazwać też nie można ;). Mamy taki komfort, że nasza praca nie jest uzależniona od miejsca zamieszkania, nie mieliśmy więc ciśnienia, żeby mieszkać w mieście z tzw. "dużymi możliwościami", jak chociażby Warszawa, czy Wrocław. Prowadzimy własną działalność usługową skupioną tylko na rynku internetowym - to nie ma znaczenia gdzie mieszkamy.
Wracając do głównego wątku. Do Rybnika przyjechaliśmy w połowie lipca. Mieszkanie wymagało (i wymaga nadal) kapitalnego remontu. Jest spore - w obrysie prawie 70 m2, znajduje się w domu pochodzącym z lat 50-tych (zaleta - mamy tylko jednego sąsiada). Było w stanie opłakanym. Na dzień dobry musieliśmy załatać dziury w dachu, bo zalało jeden pokój. Do tego grzybki i pleśń, oraz wszechobecna woń zawilgoconych ścian. Po prostu koszmar. Wszystkie instalacje (poza elektryczną) do wymiany, brak ciepłej wody, brak przyłącza gazu ziemnego. Zaczęliśmy od remontu dachu, czyli sprawy najpilniejszej. Potem ja postanowiłam, że powiększamy łazienkę kosztem niepotrzebnej spiżarni. Z niecałych pięciu metrów kwadratowych, zrobiło się siedem. Skuliśmy cały tynk, wyrzuciliśmy niedziałający elektryczny bojler (wyglądał jak taka bomba zamieszona nad wanną - strasznie klaustrofobicznie), zrobiliśmy od nowa całą hydraulikę. Zajęło nam to w sumie prawie trzy miesiące (remont dachu zaczęliśmy w sierpniu). Brak ciepłej wody załatwiliśmy chwilowo małym ogrzewaczem przepływowym. Kiedy łazienka była w miarę ogarnięta i w pełni funkcjonalna, po pomalowaniu jednego z dwóch pokoi, postanowiliśmy się przeprowadzić (wcześniej mieszkaliśmy w domu mojej mamy) - to była druga połowa Grudnia.
Założyłam tego bloga, aby mieć miejsce w sieci do uporządkowania zebranych przeze mnie inspiracji wnętrzarskich, zdjęć oraz zdobytych informacji. Będę regularnie pisać o swoich pomysłach i założeniach, posiłkując się dostępnymi w internecie materiałami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz